W okresie okupacji zakład nazywał się Biolabor. Pracowała w nim moja mama Stanisława Adamska przy pakowaniu paczek na front. Paczki były sprawdzane, a każdy przy tym pracujący do paczki wkładał swój numer identyfikacyjny. W razie pomyłki nakładano kary i grożono obozem koncentracyjnym. Praca była przymusowa. Pracownicy dostawali kartki na skromną żywność przewidzianą dla Polaków i trochę opału (brykiety). W paczkach były produkty sanitarne: mydła, pasty, wata, bandaże, ale także sacharyna do słodzenia i jakieś takie drażetki do ssania. W tych latach głodu, było chociaż słodko. Mama za obrazę Niemki, została karnie przeniesiona do fizycznej pracy przy wydobywaniu żwiru w Ostrych Górach i skończyła się sacharyna.
W okresie okupacji zakład nazywał się Biolabor. Pracowała w nim moja mama Stanisława Adamska przy pakowaniu paczek na front. Paczki były sprawdzane, a każdy przy tym pracujący do paczki wkładał swój numer identyfikacyjny. W razie pomyłki nakładano kary i grożono obozem koncentracyjnym. Praca była przymusowa. Pracownicy dostawali kartki na skromną żywność przewidzianą dla Polaków i trochę opału (brykiety). W paczkach były produkty sanitarne: mydła, pasty, wata, bandaże, ale także sacharyna do słodzenia i jakieś takie drażetki do ssania. W tych latach głodu, było chociaż słodko. Mama za obrazę Niemki, została karnie przeniesiona do fizycznej pracy przy wydobywaniu żwiru w Ostrych Górach i skończyła się sacharyna.